JAK TO W LESIE



 JAK TO W LESIE

Im bardziej poznaje nasz las, tym wiencej chce mi się wyć. Siedząc sobie wygodnie na zydlu , obcinałem  na ekran. Badziuch trochę przeszkadzał w skupieniu myśli, a i niemniej makówka troszkę dymiła po ostatniej balandze. Drzwi otwarły się z głośnem hukiem i do pokoju wpadł Świstak. Najgorszemu wrogowi nie życzę bólu, jaki mój czerep musiał znieść, gdy z jazgotem odezwał się do mnie. Mordę miał faktyczne wredne, ale ogólnie niezły asior był z niego. Trudno było skapować, o co chodzi. Dynia trochę dymiła, ale postarałem skupić uwagę .
– Te borsuk– wygarnął z siebie- rusz zadek i zrób coś.
Mimo wysiłku starałem się skumać, o co chodzi.
– Granda – wykrzyknął, podsuwając mi papier po klipę.
Sięgnąłem po bryle i luknołem na papier.
– Cie cholera- wyrwało mnie się z gardła – a czemu to tak?
Usłyszałem kilka niepochlebnych epitetów pod adresem, którego podawać nie będę, ze zwykłej grzeczności i przyzwoitości dla wszelkiej świentości.
– Ot sprawiedliwość- wyrwało mu się z pociągłym gwizdem.
Ogólnie z powodu zdenerwowania nie można było do końca skapować, jaka sprawa go gryzie.
Jeszcze raz spojrzałem na pismo i przebłysk intelegencji  zmarszczył me czoło.
–  Nie ma innej rady – muszę zaznaczyć, że jestem trochę nerwowem – zmuszony będę ostro zająć się tom sprawom.
– Przede wszystkim to nie tak, a całkiem inaczej –  wykrzyknął z siebie Świstak
– Całkiem inaczej – powtórzył nieco uspokojony.
– Hmmm – wyrwało mi się.
Wiadomo – odkrzyknął – poniekąd czytałem, ale nie rozumnie okoliczności.
Moja uwaga skupiła się na dokumencie. Serce mam dobre i taką smykałę co by nie uszkodzić  draństwa, a poza tem , wszystkich szanuję i nigdy nie zaczepiam, no chyba ze mnie ktoś na odciska nadepnie. Pismo wyglądało jak akt oskarżenia, czego zdzierżyć  nie mogłem. Dokumenta wskazały co by Świstak nie nadawał się do zamieszkiwania w lesie. Irytacja, co niektórych zwierząt dotyczyła głośnego pogwizdywania Świstaka, któren robił to z nieskłamanym zadowoleniem.
– Owszem , gwizdam sobie – odezwał się nieco uspokojony Świstak – ale – obruszył się –  aby z tego grande robić.
Luknołem jeszcze raz na pisanie i obciełem całość.
– Poniekąd mamy problem – odezwał się Świstak
-No, widzisz, znakiem tego , my sobie tymczasem spokojnie napiszemy, co i jak – rzekłem do Świstaka. – Znaczy gwizdałeś na Srokie?
– Jak rany, może i cokolwiek gwizdnołem, ale nie, aby nagwizdać tylko, co racja to racja – zaciął się Świstak – znakiem tego, ma się rozumieć, faktycznie gwizdałem. Ale żeby za takie gwizdanie na targanie skazać?
Sprawa była poważna i nie wiadomo jak się ten niemiły incydent skończy.
– Raz ja siedziałem przy kolacji, to drzwi się otwierają i wchodzi Sroka. Potulniutko skonsumowałem co mniałem do futrowania i nagle odezwała się do mnie, co ja tu robie? Arbait, arbaitem, ale harówa niezła, a i poszamać się należy.
Ale nie do Sroki ta gatka, zaraz z wielką mordą do mnie. To gwizdnąłem jak miałem w zwyczaju, coby za cwana nie była.
– Hm – spojrzałem na Świstaka, z natury cichy i spokojny, nie wchodzi nikomu w drogę, ale jak mu palma odbije, budzi się w nim wielki zawadiaka. Zaczyna wówczas burdy, z kim się da, rzuca się na najsilniejszych przeciwników. Sroka była pyskata i szukała zwady, a i władza w głowie jej namieszała i woda sodowa do bani jej odbiła.
– Napiszem odwołanie od tego pisma do Wywiórki. Co władza to władza, a ty na razie nie gwizdaj, coby większego ambarasu z tego nie było. A jak to nie pomoże to napiszem do Gajowego.
Świstak odwrócił się na piencie i wyszedł. Jeszcze raz spojrzałem na pismo i zabrałem się do pracy, skoro do mych obowiązku należy w pierwszym rzędzie udzielanie potrzebującym informacji i wsparcia.
Należy się wam wszystkiem informacja o tem czym się zajmuje w lesie. A las jest stary, ni za duży ni za mały, pomniescił dużo zwierząt, które potrzebowały pracy i wsparcia. W lesie rządził Leśniczy ale rzadko odwiedzał nas, a główna postacią był Gajowy. Wśród całej leśnej menażerii prym wiodły Lis i Wywiórka. Byli i pomniejsi tacy jak Sroka, ale o nich napiszę jak będzie ku temu sposobność. Ogólnie ferajna, która zamnieszkiwała, troszkie była dziwna, ale dało się tu żyć i pracować, mimoże bałagan i bryndza była niemiłosierna. Wiadomo fuszerki się zdarzały, co by nie mówić, ale klawo się to załatwiało i git. Asertyment wśród zaminieszkiwałych stworzeń był różnaki, zdarzały się i bambry żle wychowane, ale cykora wietrzyli i napotkanem zwierzetom z drogi ustępowali. Grunt to fason trzymać i być oblatanym w lesie. Armonia miała być i po temu ferajna nakazala, cobym za ich sprawą stawał i baczenie miał, aby krzywda się nijaka nie działa. Szpagat ze mnie nijaki a i aleganckiego parzyboku nie posiadam. Niemniej przypałki się zdarzali i coby baczenie na to mnieć, trza fason trzymać i niewąski ferniak, aby nie dać się oszwabić. Gront to nie zdrefić i nie dać z siebie neptka zrobić. A i nie należałoby się dwuznacznie wyrażać, coby obciachu nie narobić. Ku temu ponoć się nadałem i w ten sposób nad menażerią baczenie miałem, a i powiastki na bloku wyrychtować trza było. Ponoć oczytanie i wymowę swoje posiadawszy, nadałem się na ten stołek.
Ciemno widze to, co się zaczęło dziać w lesie. Po pierwsze gruchła wieść coby przyjechać z wizytacyją miał Nadleśniczy. O to była postać, jakiej dawno nie oglądaliśmy. Faktycznie w takiem lesie miał się pojawić to niedobrze wróżyło. Pierwsza raban narobiła Kukuła. Obsztorcować to ona potrafiła każdego, ale i lubiła jak to w zwyczaju chwalić się na wszelkie strony. Faino że z tego powodu jakiegoś ambarasu wiencej nie było.
– Ja ci powiem – rzekneła Kukuła – że z tego nic dobrego nie będzie.
– A ja ci powiem, że leśniczy nie frajer i zwyczajny na takie odwiedziny – odrzekłem do Kukuły.
– I to co racja, oblatany to on jest a i urka z niego nie gorszy.
To rzekłszy odwróciła się i opuściła budenek.
A mnie samemu coś nieźle podjeżdżać zaczęło. A może dola była za mała, cóż z tego, że płótno w kiszeni, takiemu Nadleśnikowi to byle patyk nie wystarcza.
A i stało się coby w lesie porządki nastały. W lesie zamieszkiwać będzie nowy Leśniczy. Oczywiście bez nadania racji łzami się zalewać nie zamierzałem, ale takoż samo Leśniczy też stworzenie leśne było i po niem smutek mógł zagościć. A i prawda, że co nowe to nowe a bryndza stara została. Jednak i famieliia ostała się stara i sztame ze sobą trzymała. Brak uważania jednak pozostał, coby szpas na grandę pozostał, a i charakternym trza być coby legularnie aby żaden miglanc lub migdał bajzlu nie narobił.
Zaczęło się normalnie. Parę dni w tył wybraliśmy się z ferajna na spotkanie z Lisem i Czaplą. No tośmy się wybrali, czyli oprócz mnie także Łoś i Zebra. U nasz, jak wiadomo, porzondek być musi, ale i inne stworzenia zawezwane zostały. Nijak z nimi dogadać się nie było, to też sami musieliśmy zaznajomić się z pewna sprawą. Cóż, jak spojrzeć na to inaczej to z Kukuła na zycher motać się nie da, a i ciężko od Kawki i Żbika wymagać coby oblatanym być. Totyż ruszyliśmy z majdanem w wyznaczone miejsce. Musiem tu zaznaczyć że letka cholera mnie ściska, gdy pachnie fuszerką, a i oblatanie nie za chartko pomoże. No to się zaczęło, nasza ferajna i ich oraz ważniejsze zwierzenta, które dla pucu lanszaft nam nakreślać zaczęli. Ale wiela mnie pamięć nie myli , smyk temu kumać te  tryjatry zacząłem.  Nie będę szczegółowo streszczał, co było, powiem tylko tyle, że nazad bez jakiejkolwiek zgody wróciliśmy, bo żadnych kazań słuchać się nie chciało. I niby porzondek być miał ale ferajna w żaden sposób do porozumienia dojść nie mogła.
Jak tylko świstak wszedł, od razu wiedziałem, że zaszło coś ważnego, i to raczej  w przyjemnem rodzaju.
– No i kiedyż pan wraca do roboty panie Świstak? – zagadnąłem.
– Tylko patrzyć, wpadnę jeszcze na dzień-dwa na masaż i smaruję prosto do pracy. Bo wiesz pan panie Borsuk, jużem się mocno stęsknił za tą nasza rozbestwioną ferajną. Jak się człek do czegoś przyzwyczai, to nijak później bez tego żyć, a i na osobności też powiem, że w chałupie z tą moją to cienżko wytrzymać. Nie powiem fest kobita jest, ale wiesz pan nie można żyć stale i wciąż w puchowej pościeli. No i sam się dziwię, ale za wami tęsknotę odczuwam, a i także samo za naszom ferajnom.
– A jak się pan czuje, pomogły te szamańskie zabiegi?
– Rzecz jasna że pomogli – jako żywo człowiek troche i raptus był i nerwowem w każdem calu, szczególnie jak się  Sroka nawinęła. Tfu,  a niech ją cholera weźmie, to teraz i jej gderanie mnie nie przeszkadza. A i spokojności takiej zażyłem, jakoby jakiś janioł ze mie za niedługo się zrobi.
Spoglądałem na świstaka z niedowierzaniem. Ot raptus i zawadiaka, któren w zwyczaju miał gwizdać na wszelka okoliczność , mógł się tak zmienić?
– Niech ja skonam panie świstak, uważasz pan, że sroka nie jest w stanie obrzydzić żywota i ze spokojnością pan przejdziesz do innych spraw?
– Jako żywo i to jeszcze panu powiem, że i cierpliwością większą tera posiadam, a jak mnie cholera jaka bierze to bierę klamoty pod pache i  do lasu najeżdżam coby świeżego powietrza zażyć.
– No to widzę, że nie tylko zdrowotność, ale i mores panu wrócił.
– A co by nie – odrzekł świstak kłaniając się w pas i wesoło pogwizdując oddalił się w swoją strone.
Spojrzałem za nim i lekko uśmiechnąłem się pod nosem, klawo było obaczyć go w takiej kondycyi.  Ani chybi widać było po niem że wraca do formy.  Co ciekawe jeszcze parę dni nazad , słychac było coby świstaka ciężko pokiereszowali, tak że ino skórka się ostała. Nie lubie takich plotek, to rzecz nie moja. Ale tu się rozchodzi o zły przykład, o bezpieczeństwo ogółu. Jeżeli się z tem od razu nie skończy, jutro takie plotki o nasz mogą się rozchodzić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz