Pan Alojzy z zawziętością szuflował podwórko, odgarniając zalegający
przejście śnieg. Mruczał coś pod nosem, a krople potu powoli zaczęły
pojawiać się pod berecikiem. Od strony recepcji zbliżała się Pani
Stefania Wróbel, która pracuje w firmie, jako młodszy specjalista ds.
wizerunku czekolady nadziewanej konserwą truskawkową. Pani Stefcia, jak
ją nazywa Pan Alojzy, jest osobą sumienną i co ważne nad wyraz
punktualną. Jedyna jej przywara to zbytnia gadatliwość i brak
umiejętności utrzymywania języka na wodzy.
– Dzień dobry Panie Alojzy – odezwała
się Pani Stefania zbliżając się do zapracowanego Alojzego, który
wymachiwał szuflą odwrócony do niej tyłem.
– Ależ mnie Pani wystraszyła. Całuje ronczki sianownej Pani –
odrzekł, kłaniając się w pas – proszę zważać na nożenta, cobym śniegiem
nie naprószył. Niech się Pani sianowna nie obawia, krzywdy nie zrobie —
fachowiec jestem. Lepiej się z tem umiem obchodzić jak niejeden
naturalny cieciu.
– Panie Alojzy przecież wiem, że Pan zawsze jest uważny i nadzwyczaj szarmancki – wyszczebiotała.
– A widzi Pani, a inne nie wiedzom.
– Strasznie wzburzony jest Pan z samego rana.
– A bo widzi Pani sianowna, zmusza mnie do tego we wczorajsza
sytuacja. Zrozumienia w narodzie nie ma, a we głowie to mało zostaje, co
parę miesięcy temu nazad było. Ludzie zaganiane som, czasu nie mają, a
mnie samozadowolenie oceniać nakazali. Pani kochana, a ja to znany z
kapryśnego usposobienia jestem, to mnie ta polytyka niepodchodzi.
– O to wczoraj został Pan poddany ocenie i czuję, że niezbyt dobrze poszło?
– Rachonek sumienności nakazano odtworzyć. Na posłuchanie z pokornemi
ukłonami mnie zawezwali. Na uśmiech czy poczucie humoru nie ma co
liczyć, co najwyżej na nieprzyjemność międzyludzkie. Tak że zmuszony
byłem drobnostkowo przejść wszystko od początku do końca, zaczynając.
– I co? Jakie wnioski na koniec.
Rozumiem, że uzyskał Pan, co ocenę zgodnie z oczekiwaniami – z
zainteresowaniem odezwała się Pani Stefania.
– A gdzież tam Pan sianowna. Z tego wszystkiego to zawrotu głowy
dostałem. Orientacji nie posiadłem jak to się uskutecznia. Z nerw
wychodze, jak o tem słysze. Legularnie nerwosola trza zażywać, co by w
apatie jaką nie popadło. Ale co zrobić, jak pragne zdrowia?
– Życie Panie Alojzy, samo życie.
– W dosłownem znaczeniu i w przenośni. Uważasz Pani przez owe klymaty to sałaty mniej będzie.
– Co prawda to prawda, ale słyszał Pan
że i tak za dużo nam nie dojdzie do pensji. Rozmowy o podwyżce już niby
zakończone, porozumienia nie ma. To straty dużej Pan nie odczujesz.
Dyrekcja ze związkami się nie dogadała i trudno przewidzieć jak to dalej
będzie i ile będzie. Słyszałam, że jedni dawali za mało, drudzy
chcieli za dużo. Konsensusu nie osiągnięto. Teraz pewnie każdy będzie
przedstawiał czyja racja była. W tę stronę czy w tę stronę. Ja Panu
jedno powiem, że prawda zawsze jest po środku. I co by nie mówić, że
trzymam jedną ze stron, to niedobrze się stało. Lepiej coś uzgodnić niż
działać na siłę, jeszcze z tego jakieś nieszczęście będzie i dalsze
nieporozumienia.
– Mondre słowa Pani Stefciu, mondre – kiwając głowa odezwał się Pan
Alojzy— a to najważniejsza rzecz co by rozmawiać. Słyszałaś złociutka o
tem jak dyrekcyja we Mielcu postawić chciała na swojem, że jak ferajna
nie wróci do roboty ze strajku, to na ich miejsce Okrainców przyjąć
nakażą.
– Nie, nie słyszałam— a z jakiego powodu strajkowali? – zaciekawiła się, patrząc na Pana Alojzego.
– A bo to o wyzysk i brak szaconku dla klasy robotniczej chodziło.
Nakazali prace 5 dniówek w tygodniu po 12 godzin. I jeszcze śmieszne
podwyżki wrenczyli. To się ferajna rozeźliła i do roboty nie stawiła
się. Frajerów nie trafili. Ale u nas to nie przejdzie. Towarzystwo zbyt
bojonce jest. Mojra mają, a jeszcze, za złocisza to w łyżce wody utopić
by chcieli. To chyba już lepiej co by każdy jeden za swoje parę złotych,
głowe we piasku schował.
– No co też Pan wygaduje, obrazić chce mnie Pan.
– Nie chce Pani sianownej martwić, ale nie pasujesz do naszej
kochanej stolycy. Sam naocznie widziałem jak pracownicy na spotkaniu za
dużo dowiedzieć się chcieli, to detalicznie jem później kierownicy
wytłomaczyły, gdzie ich mniejsce i jakie pytania zadawać winni. One,
zapewne dobre chęci mieli i duże zdolności do przemówień. Ale z tą
grzecznością ciut, ciut chyba przesadziły. Ale niech się Pani sianowna
nie przejmuje.
– Normalnie Pan mnie zawstydza–
odrzekła Pani Stefania– głupoty pan gada. To chyba przez tę ocenę,
jeszcze nerwy z Pana wychodzą.
– To tyż przypuszczam że wątpię, aby już mnie puścili. Jak mnie tak
rozeźlily to długo to trzymać może. To znaczy uczę sie, jak żyć,
detalicznie rzecz biorąc. A dobre ocene to będzie się otrzymywało
wyłącznie w spadku po dziadku. Ja, Pani sianowna, jako warsiawski rodak z
dziada pradziada, mogie sobie na dwuznaczne słowo pozwolić. Uważasz
Pani, ta cała ocena, to jakowyś lypa i naocznie się o tem przekonałem.
Uśmiać sie i spłakać można na cacy.
– Idę do pracy Panie Alojzy, bo
normalnie z Panem porozmawiać nie można i wszystko Pan jako lipę widzi –
odrzekła Pani Wróbel, kierując się w stronę budynku biurowego.
– Lypa nie lypa, z obowiązku kronikarskiego możemy ją podać Pani
sianowna — odpowiedział Pan Alojzy odkłaniając się odchodzącej Stefani
Wróbel.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz